Czytelnicy bloga, mocno zainspirowani poprzednim wpisem ślą do mnie listy. Listy nie byle jakie, bo dotykają problemu, który dotyczy każdego z nas. Wszystko się rozchodzi o jakość wody. I to nie tylko takiej, co to się ją używa do celów sanitarnych. Chodzi w tym wypadku o wodę spożywczą (do gotowania czy przyrządzania potraw). Powinno to zainteresować każdego. To też warto doczytać do końca!

Od jakiegoś czasu lubię śledzić Państwa blog. Ostatnio natknęłam się na list od czytelniczki, która opowiedziała nam jak długą drogę musiała przejść, aby uświadomić sobie, że problem z jej włosami tkwił w twardej wodzie kranowej. List był dla mnie inspiracją, postanowiłam w ten sam sposób przedstawić Państwu moją historię.

Mieszkam wraz z mężem i dwójką dzieci w Zamościu. Po mapkach zamieszczonych na stronach internetowych wnioskuję, że jest to miejsce, gdzie woda osiąga największy poziom twardości.

Kamień kotłowy w prawie każdym domu

Od lat zmagałam się z kamieniem osadzającym się na grzałce w mojej nie tak dawno kupionej pralce. Zawsze miałam w domu środki rozpuszczające kamień. Były to gotowe preparaty specjalnie przeznaczone do czajników, pralek, urządzeń sanitarnych. Zawierały one niestety chemię. Czasami zapach był na tyle silny, że dopiero po godzinie wpuszczałam dzieci do łazienki – nie do zniesienia. Używałam także słynnych tabletek Calgonit, niestety problem znikał na tydzień – dwa i pojawiał się ponownie.

Podobnie wyglądała sytuacja z czajnikiem. Walczyłam z kamieniem na różne sposoby. Niestety ten był niezwykle uparty i trudny do zniesienia. Do jego usunięcia próbowałam także tzw. babcinych sposobów tj. ocet, sok z cytryny, kwasek cytrynowy, soda, a sytuacjach krytycznych sięgałam nawet po płyn do protez, ponieważ tak polecała moja mama. Nic z tego… musiałam go odkamieniać dwa razy w miesiącu. Jeśli tego nie zrobiłam drobinki kamienia wpadały to mi do herbaty bądź mojej ukochanej kawy.

Kawy i herbaty… z dodatkiem osadu

Zawsze irytował mnie także wygląd herbaty, a dokładnie oleista powłoka znajdująca się na jej powierzchni. Moje dzieci widząc ją odmawiały wypicia napoju. Wariowałam. Nie chciałam dawać dzieciom do picia słodzonych napoi, gdyż staram się nie karmić dzieci słodyczami.

Na moich ulubionych, ceramicznych kubkach pozostawały brązowe smugi, które były trudne do wyczyszczenia. Nawet po dłuższym myciu na brzegach pozostawały lekko brązowawe ślady po herbacie.

Zawsze krępowałam się, gdy podczas pobytu gości na pytanie „ kawy czy herbaty?” słyszałam odpowiedź „ ja poproszę herbatę, może być czarna”. Miałam przed oczami oleistą powłokę, o której wspomniałam powyżej. Wygląda to bardzo nieestetycznie, a ja podczas podania herbaty palę się ze wstydu.

Niespodziewana inspiracja

Od kilku miesięcy korzystam z inspiracji blogerek kulinarnych. Moje szkraby są dość wybredne. Często muszę gotować dwa obiady, jeden dla siebie i męża, a drugi dla dzieci.

Któregoś dnia natchnęłam się na recenzję kulinarną filtra kuchennego. Blogerka wymieniała plusy urządzenia, zachwalała estetyczny wygląd, dobry smak wody, polepszenie walorów smakowych przyrządzanych posiłków. Szczerze mówiąc na chwilę zainteresowałam się tematem, ale ze względu na nawał pracy szybko o tym zapomniałam.

W tym czasie mąż zaczął zastanawiać się nad zamontowaniem zmiękczacza wody. Dużo czytał, porównywał oferty, przeglądał komentarze. Niestety okazało się, że zmiękczacze wody polecane są dla osób mieszkających w domkach jednorodzinnych, my natomiast mieszkamy w bloku…

Kupiłam dzbanek filtrujący wodę. Przez pierwszy miesiąc byłam nawet zadowolona jego jakością. Zawsze sądziłam, że wkłady wystarczy wymienić raz w miesiącu, a przez cały ten okres będę cieszyć się dobrej jakości przefiltrowaną wodą. Nic bardziej mylnego. Wkłady wytrzymują krótko, mniej więcej dwa razy, zdarzało się, że i trzy razy w miesiącu musiałam wymienić wkłady. Jestem mocno zapracowaną kobietą, zdarza się, że nie ma chwili dla siebie, a tu –  musiałam pamiętać o zakupie i wymianie wkładu trzy razy w miesiącu.

I właśnie wtedy znów natknęłam się na recenzję odwróconej osmozy Puricom Stella, tym razem na innym blogu kulinarnym – ale równie dobrym :). Zaczęłam drążyć, pytać ekspertów. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z pojęciem odwrócona osmoza. Teraz już wiem, że jest to jeden z najdokładniejszych procesów filtracyjnych na świecie. Zamówiłam urządzenie.

Kiedy już podłączyliśmy odwróconą osmozę…

Otrzymałam przesyłkę, w której znajdowała się moja piękna odwrócona osmoza Puricom Stella oraz dołączona szczegółowa instrukcja montażu urządzenia, do którego wykorzystałam mojego męża. Montaż nie sprawiał kłopotów, także współmałżonek nie musiał się denerwować. Po godzinie mogłam posmakować smacznej, przefiltrowanej wody z estetycznej wylewki zamontowanej w zlewozmywaku.

Odwrócona osmoza Puricom Stella ma wiele zalet, które faktycznie pokrywają się z tymi, które prezentowały moje blogerki kulinarne. Za najważniejszą zaletę uważam usuwanie wirusów i bakterii –  zależy mi na tym ze względu na dzieci. Drugą istotną zaletą jest brak oleistych śladów na filiżankach i powierzchni herbaty. Odwrócona osmoza Puricom Stella wyeliminowała także mój odwieczny problem w kamieniem i osadem w urządzeniach AGD. Istotną kwestią jest także lepszy smak oraz aromat przyrządzanych potraw czy napoi. Więcej o procesie odwróconej osmozy opisane jest tutaj https://www.filtry-do-wody.info/odwrocona-osmoza/.

Z czystym sumieniem mogę polecić filtr kuchenny oparty o technologie odwróconej osmozy – Puricom Stella :).